change of plan. czyli eko farma na bali
♦♦♦ please check 4 english tomorrow :)♦♦♦
No i stało się jak się czasem staje. Umówiona byłam z Chile i w Chile na powrót. Na skończenie Carretera Austral, na lodowce, na piwo z przyjaciółmi.. i się wzięło zesrało. Miałam nawet bilet i… dupa. Parę małych zawirowań – głownie z ludźmi, którzy mieszkali w moim mieszkaniu – i mój plan zmienił się drastycznie. Ni stąd ni zowąd wróciłam na skadinąd moja ukochaną Ząbkowska i znów zaczęłam pracować full time. No bo ratę trzeba zapłacić, bo ZUS też, bo lodówkę trza wypełnić, i podatek, i wpadłam w wir tego co “muszę” by móc egzystować w Warszawie. Szybko policzyłam, że to co zarobię teraz spokojnie wystarczy na parę miesięcy podróży tylko… trzeba wynająć Ząbkowską. No kocham to moje mieszkanie, lubię Pragę i swoje życie tu na dzielni, ale jeśli muszę zapłacić za to cenę stresu i szukania zleceń, i pracowania tylko dlatego, że trza ratę zapłacić i ZUS i te inne – TO NIE, dzieki. I uświadomił mi to jeden tydzień na Ząbkowskiej – jeden tydzień w Warszawie. Jak się troche pofruwało, to się nie da wrócić do klatki, nawet najpiękniejszej!
Całe szczęście piękną klatkę łatwo wynająć, więc szybko poszło; no i teraz jest inny kłopot – nie stać mnie na Chile. Umiem podróżować niedrogo, ale umówmy się południe Chile to lodowce, parki narodowe za które dość słono się płaci. Wielodniowe trekingi z namiotem w których jeszcze nie mam doświadczenia – i owszem znam ludzi którzy to robili prawie za darmo, ale to się niestety niedobrze skończyło. [Historie mojego kumpla z Izraela opiszę następnym razem, bo to potrzebna przypowieść jest]. Poddałam się więc [chwilowo] z Chile i pojawiło się “Co teraz KURDE?!”.
Bali – pomyślałam sobie, ponieważ mam niełatwy rok za sobą – najpierw pół roku szwędania się po Ameryce Południowej, a potem rozruch Lipowego [mam mały domek na wsi który zamieniam w agroturystkę] i macanie się z kompletnie nieznaną mi dotąd materią. Nie chcę sobie już teraz dokładać, a chcę troche odpocząć. “Zielono, tanie masaże, dobre jedzenie i popieprzanie skuterem wśród pól ryżowych! Trza tylko mieć jakiś plan” – buczało mi w głowie.
Otóż jakiś czas temu odkryłam WWOOF-ing – Worldwide Opportunities on Organic Farms. Wwoof.net to organiczne farmy z całego świata [CAUEGO!!!!!! ]- które przyjmują wolontariuszy do pracy w zamian za miejsce do spania i jedzenie. “To jest mój plan” pomyślałam i wystukałam Bali. Znalazłam Jiwa Damai . No spoko, ale troche zbyt rajsko wyglądało by mogło się spełnić – poranna joga, organiczny ogród, wegańska kuchnia wieczorne medytacje – zajebiście, zbyt zajebiście. Napisałam do tego cudnego miejsca, ale postanowiłam mieć backup plan. Znalazłam też dwóch szefów kuchni z Toronto, którzy postanowili odejść z pracy i zająć się własnym ogrodem, restauracją i sprzedażą organicznych produktów na tzw. Farmers Market. Potrzebowali wolontariuszy, którzy interesują się wędrówką plonów od ziarna do talerza; fascynatów gotowania, bo sami jarają się jedzeniem. Napisałam do nich też. Potem myślałam jeszcze o Albercie w Kanadzie, bo w końcu tam będzie zima i będę mogła wziąć deskę i troche pośmigać w moich ukochanych Rocky Mountains. Wiec albo Bali albo Kanada. Każda opcja spoko, ale miałam nadzieje na Bali jednak. I się to Bali odezwało o dziwo i poprosiło o rozmowę na Skype. “No dobra” -pomyślałam – “Jak teraz – ja pańcia z tele mam ich przekonać, że chce budować domy z plastiku i sadzić organiczne cuda w ich ogródku? Hm?!” Okazało się, że błogosławieństwem jest moje resume [ które musiałam wysłać – bo łatwo nie jest] bo akurat tam potrzebują kogoś kto im zrobi fajne foty i video 🙂 i ja krogul z moja telewizyjna historia cudnie się tam wpasowuje! A jesli chce się nauczyć o permaculture, [projektowaniu ekologicznym] to zapraszają do ogrodu po lunchu, a przed medytacją. Na koniec rozmowy więc usłyszałam: “Przyjeżdżaj. Aaa pamietaj: będziesz musiała wynająć skuter”
Jezu jak ja marzyłam o wynajęciu tego skutera! I przejażdżkach nim wśród pól ryżowych. I o nauczeniu się mnóstwa rzeczy, które kiedyś mam nadzieje wykorzystam w moim własnym ogrodzie w Lipowym Moscie. [Do tej pory posadziłam tam tylko dwie sadzonki pomidorów – były zajebiste te dziady, zupełnie niechcący, bo zupełnie nie mam pojęcia jak obchodzić się z pomidorami, no i rukole, która jak wiadomo rośnie sama.] Mam smaka na ogródek pełen dobroci i myśle, że jadę w najlepsze miejsce by się go nauczyć.
do zobaczenia w marcu i trzymajcie kciuki
albo wesprzyjcie na: patronite.pl
albo obserwujcie. Bedę wybierać dla Was najpiękniesze pamiątki z Bali i wstawiać je na mój travelshop